Rozdział 13
przekład: Robert Palusiński
Tematem jest jednostka w college'u, jej zobowiązania i jej zajęcia. Prawdziwie szeroki temat! Spróbujmy zdefiniować nasze zadanie bardziej szczegółowo. Spróbuję rozmawiać z każdym z was, ponieważ jesteście przede wszystkim indywidualnościami w college'u. Będę mówił w sposób bezpośredni, próbując przewidzieć przyszłość waszej sytuacji. Stawiam sobie ambitny cel; przekazanie wam najważniejszej informacji, jaką kiedykolwiek słyszeliście, przedstawienie wyzwania, które zmieni życie niektórych z was. Może to zabrzmieć nieskromnie, ale tak nie jest, ponieważ to co będziemy rozważać, nie ma ze mną osobiście nic wspólnego. Podobnie jak inni mówcy, zostałem tu przysłany przez Głównego Reżysera, aby odegrać moją rolę w scenariuszu, który dzisiaj realizujemy. Chwilowo jestem tylko ustami, z których wydobywa się słuchany przez was przekaz. Kolejnym powodem dla którego postawiłem sobie tak zuchwały cel, jest to iż jest to mój ostatni występ w tym szczególnym dramacie. Jest to mój ostatni wykład w roli nauczyciela akademickiego i po przedstawieniu zamierzam zmyć z siebie tłustą farbę, zmienić mundurek i przenieść się do innego teatru. Trzecim powodem dla którego dla którego moje ambicje wcale nie są nieskromne, to fakt, że nie mówię niczego nowego. Nie ja napisałem tekst. Strofy zostały napisane przez najstarszego dramaturga w tym biznesie. Ja tylko powtarzam najstarszą wiadomość w historii ludzkości. Wiemy oczywiście, że człowiek który wie - nie mówi. Księga Tao powiada, że ten kto wie - nie mówi (o tym), mówi (o tym) ten - kto nie wie. Kiedy w przeszłości wypowiadali się mądrzy ludzie, wszyscy pisali tę samą książkę. Wszyscy przekazywali nam tą samą, powtarzaną w różnych dialektach, wiadomość stosując metafory właściwe ich czasom, używając słów swojego plemienia, ale zawsze była to ta sama wiadomość. "Wyłącz swój umysł. Zatrzymaj na chwilę, lub dwie swoje własne ego. Zatrzymaj na moment swoją aktywność robota. Zatrzymaj tę grę w której uczestniczysz. Spójrz do wewnątrz". Oh, słowa! Więcej dobrych rad! Czyż słowa, które przed chwilą wypowiedziałem nie są dzisiaj, w dwudziestym wieku, ładnymi banałami i frazesami? Ale 3000 lat temu, gdy padły po raz pierwszy, były ogromnie ekscytujące. Prawdopodobnie doprowadzały do neurochemicznych zmian w neurosystemach ludzi, którzy po raz pierwszy usłyszeli tę pieśń. Oczywiście teraz, w dwudziestym wieku jesteśmy bombardowani słowami, tysiące słów na godzinę, tak więc to co właśnie powiedziałem jest jedynie kolejnym tatuażem sylab, odbijającym się od waszych uszu. Dzisiaj nie wiemy czego szukać, jeśli próbujemy wyrwać się z naszej gry i nie wiemy jak tego dokonać.
Jeżeli przyjrzycie się niektórym metaforom używanym przez ludzi, którzy zmienili bieg dziejów, wielkich wizjonerów, wielkich religijnych przywódców, wielkich poetów, znajdziecie interesującą korelację, podobieństwo. Oni wszyscy patrząc do wewnątrz, odnaleźli tę samą rzecz. Mówili o wewnętrznym świetle, o duszy, boskim płomieniu, iskrze, nasieniu życia lub o białym świetle pustki. Możecie rozpoznać, że te metafory pochodzą od kilku wielkich filozofów, zarówno wschodnich, jak i zachodnich. Wszystkie te metafory zawierały w sobie prawdę i w swoim czasie były właściwe. Teraz wiadomo, że były to niezdarne metafory, przedstawiające fizjologiczny proces rozgrywający się we wnętrzu naszego układu nerwowego. Słuchajcie! Za 2 do 5 lat, każdy z tych poetyckich obrazów będzie uprawomocniony przez nowoczesną biochemię i farmakologię.
Pozwólcie mi zdefiniować problem tak jak go widzę. Chcę go po pierwsze określić w znaczeniu ontologicznym, naukowym, a następnie będę mówić o społecznych aspektach problemu, przed jakim stoimy. Z punktu widzenia ontologii istnieje nieskończona liczba rzeczywistości, z których każda jest definiowalna poprzez używane przez was, szczególne wymiary czasoprzestrzenne. Z punktu widzenia jednej rzeczywistości, możemy sądzić, że inne rzeczywistości są halucynacjami lub psychozami, albo czymś odległym lub tajemniczym, ale dzieje się tak dlatego, że jesteśmy złapani wyłącznie przez jeden poziom czasoprzestrzennej percepcji. Myśl o tym, że mamy wiele różnych rzeczywistości doprowadza do furii sporo osób. W zeszłym tygodniu razem z profesorem Alpertem mieliśmy wykład dotyczący poszerzania świadomości w Aero-Space Institute w Los Angeles. Pewien młody inżynier zajmował się problemami przestrzeni powietrznej aż do wieczora i wychodząc z budynku zobaczył tłum w dużym pomieszczeniu, przyłączył się i słuchał. Po wykładzie, gdy już wychodziliśmy, zatrzymał nas i rozpoczął swój wywód. Był tak wściekły, że z trudem mógł mówić. Powiedział: "Jest tylko jedna rzeczywistość, rzeczywistość która jest tutaj, rzeczywistość praw naszej fizyki i jeżeli twierdzisz, że istnieje szeroki zakres rzeczywistości, zwłaszcza gdy jest osiągalny dzięki narkotykom, to jest to intelektualne oszustwo, nabieranie słuchających was ludzi". Wydawało się, że poruszyła go i doprowadziła do wściekłości myśl, że ta solidna realność (którą uważamy za istniejącą wokół nas) jest być może tylko jednym poziomem ogromnego, złożonego kontinuum rzeczywistości. Zatem nie tylko jest złem mówić, że istnieją inne wymiary rzeczywistości, ale jest naprawdę nie do zniesienia sugestia, że niektóre z innych rodzajów rzeczywistości bardziej sprzyjają ekstazie, szczęściu, wiedzy, bardziej efektywnej aktywności, niż nasza, oswojona rzeczywistość. To tyle co do generalnej, ontologicznej sytuacji. Spróbujmy wysłowić to w bardziej dokładnych terminach.
Rzeczywistość społeczna, w jakiej nam przyszło żyć i jaką zwykliśmy postrzegać i jaka nas dotyczy, jest dość niewybrednym i statycznym przedsięwzięciem. Ale omija prawdziwe emocje. Prawdziwy gwar i dramat, piękno elektronicznego, komórkowego, somatycznego, zmysłowego procesu nie ma udziału w naszym zwykłym obrazie rzeczywistości. Nie możemy zobaczyć procesu życia. Jesteśmy cały czas przez niego otoczeni. To eksploduje wewnątrz nas, w miliardach komórek naszego ciała, ale przez większość czasu nie możemy tego doświadczać. Nie widzimy tego. Na przykład; w jaki sposób dowiadujemy się czy inna osoba żyje? Musimy szturchnąć jej ciało robota i posłuchać bicia serca, dostrzec jakieś ruchy. Jeżeli oddycha, to znaczy że żyje. Ale to nie jest proces życia. To tylko zewnętrzne objawy. To tak jakby patrzeć na poruszający się samochód i z faktu, że ciało samochodu porusza się, wnioskować, że działa znajdujący się w jego wnętrzu silnik. Możemy usłyszeć silnik samochodu, możemy zahamować, ale nie możemy dostroić się do maszynerii życia działającej wewnątrz lub dookoła nas. W tym momencie możecie sobie pomyśleć: cóż, biedny Leary, posunął się za daleko. Ale naprawdę, nie sądzę żeby było trudno logicznie zaakceptować fakt, że istnieje wiele rzeczywistości oraz że najbardziej ekscytującą z rzeczy jakie się mogą przytrafić, to proces komórkowy i nuklearny, wytwarzanie protein z matryc DNA, które nie istnieją na poziomie naszej rutynowej percepcji. Dzieje się to z tego powodu, że najbardziej złożony proces komunikacji, proces najbardziej twórczy, istnieje na poziomach których normalnie nie jesteśmy świadomi.
Zastosujmy analogię. Przypuśćmy, że nigdy nie słyszeliście o mikroskopie, a ja przyszedłem do was i mówię: "Panie i Panowie, mam instrument, który pozwala zobaczyć całkowicie nowy obraz rzeczywistości, zgodnie z którym świat wokół nas, który wydaje się być solidnym i symetrycznym, jest pewną formą stworzoną z organizmów, z których każdy jest wszechświatem; to świat istniejący w kropli wody. Kropla krwi jest podobna galaktyce. Liść jest fantastycznym organizmem o strukturze być może bardziej skomplikowanej od struktury naszego społeczeństwa". Moglibyście sądzić, że jestem na niezłym odlocie, aż do momentu kiedy nie przekonałbym was do spojrzenia przez okular mikroskopu - i wtedy moglibyście podzielić wraz ze mną cudowne widoki, o których próbowałem wam opowiedzieć. W porządku, wiemy zatem, że aktywność komórkowa jest nieskończenie złożona. Mamy tendencję do myślenia o naszym zewnętrznym, pokrytym skórą ciele, jako o podstawowym, ontologiczny narzędziu zbierania informacji. Centrum naszego wszechświata. Najgłupszy egocentryzm staje się widoczny w chwili, gdy porównamy nasze ciało do traktora. Z reguły myślimy o traktorze, albo kombajnie, jak o niezdarnym, prostackim instrumencie, który ma na celu organizować i dostarczać pożywienie dla naszych ust. Ale z punktu widzenia komórki, ciało zwierzęcia, ciało człowieka, twoje ciało, jest niezdarnym instrumentem, którego funkcją jest transport niezbędnych dostaw podtrzymujących komórkowy proces życia. Studiując podręczniki biologii, stajemy się świadomi tego, że nasze ciało jest złożonym zestawem tworzącym delikatną, boską maszynę, służącą na miriady sposobów potrzebom komórki. Takie koncepcje mogą wprowadzać nieco zaniepokojenia do naszego egocentrycznego i antropocentrycznego sposobu postrzegania. Ale sprawa się komplikuje, ponieważ przychodzi koleżka z mikroskopem elektronowym i mówi: "Cóż, ten twój mikroskop i komórka to małe piwko! Oczywiście, komórka jest skomplikowana, ale wewnątrz atomu znajduje się cały wszechświat, w którym akcje rozgrywają się z szybkością światła. I mówi o podekscytowaniu, zabawie, o komunikacji, cóż, teraz na poziomie elektronu nareszcie do tego dojdziemy." A potem pojawia się astronom ze swoimi instrumentami i ponownie podnosi nam sufit!
To co mnie interesuje w tej nowej wizji licznych rzeczywistości, jest to że nauka konfrontuje nas (chcąc, czy nie chcąc) z faktem, że kosmologia nowoczesnej nauki coraz bardziej przybliża się do kosmologii niektórych religii Wschodu, w szczególności do Buddyzmu i Hinduizmu. Podejrzewam, że w najbliższych latach wiele spośród hipotez Chrześcijańskich mistyków i wiele kosmologicznych i ontologicznych teorii filozofów Wschodu, znajdzie swój wyraz i uzasadnienie w obiektywnym języku biochemii. Wszystkie te fenomeny "gdzieś tam", dostrzegalne przez mikroskopy elektronowe i przez teleskopy, godzą w naszą dumę i w nasz antropomorfizm (który został nazwany przez Roberta Ardry'ego "romantycznym przesądem") w dodatku, to co może być najbardziej niepokojące, to dokonania nowoczesnej farmakologii. Jesteśmy w posiadaniu dowodów, które wykazują że wchłonięcie maleńkiej ilości substancji, która zmieni równowagę biochemiczną wewnątrz naszego układu nerwowego, pozwala bezpośrednio doświadczyć niektórych z tych rzeczy, które na planie zewnętrznym widziane są poprzez soczewki mikroskopu.
Będę jeszcze omawiał aplikacje i implikacje wynikające z chemii procesu nauczania. Ale teraz chciałbym się zająć problemami socjalno-politycznymi i edukacyjnymi, które są tematem naszego sympozjum. Podczas ostatnich dwóch dni tej konferencji cały czas powtarzaliśmy sobie, że znajdujemy się w paskudnej sytuacji. Cóż, nie jestem nastawiony aż tak pesymistycznie. Co jest w złej sytuacji? Proces komórkowy nie jest w złej sytuacji. Wyższa inteligencja - jeżeli chcecie użyć tego staromodnego określenia dla cząsteczki DNA - nie jest w złej sytuacji. Praktycznie rzecz biorąc, rodzaj ludzki przeżyje, być może w jakiejś zmutowanej formie. Co jest w złym położeniu? Nasze gry społeczne. Nasza przestarzała tradycja, nasze ulubione koncepcje, nasze systemy kulturowe. Te przejściowe zjawiska załamują się i będą musiały zrobić miejsce bardziej zaawansowanym ewolucyjnie wytworom. Jestem wielkim optymistą co do procesu komórkowego i rodzaju ludzkiego, ponieważ jesteśmy częścią fantastycznego, rwącego strumienia, który dudniąc od 2 miliardów lat zmierza od jednego punktu kulminacyjnego do następnego. I nie możecie stać z tyłu, chwytając się skały wystającej z dna. Musicie poddać się sile płynącej wody, musicie zaufać dziejącemu się procesowi i musicie się do niego zaadoptować, powinniście także go zrozumieć i radować się nim. Za chwilę podam kilka sugestii o tym, jak dokładnie tego dokonać.
Wszyscy zostaliśmy złapani w społeczną sytuację, która staje się coraz bardziej sztywna, skostniała i niepodatna na zmiany. Proces społeczny jest właśnie tym chwytaniem się skały; powstrzymuje nas od płynięcia wraz z dziejącym się biegiem rzeczy. Obecne są wszystkie klasyczne objawy: profesjonalizm, biurokracja, ufność, nadmierne poleganie na starych frazesach, zbyt wielkie zwracanie uwagi na sprawy zewnętrzne i materialne, uniformizm i konformizm wytworzony przez mass-media. Stary scenariusz ciągle się powtarza. Tak działo się w Rzymie, w Persji, Bizancjum i to samo wydarzyło się w Atenach. Te same objawy. Daliśmy się złapać w coś, co wygląda jak klimatyzowane mrowisko i jak widać, dryfujemy bez możliwości pomocy w kierunku wojny, przeludnienia, ku plastikowym stereotypom. Bawią nas nasze rozrywki - wyścigi i telewizja - ale zaczynamy się bać i co gorsze, zaczynamy się nudzić i jesteśmy gotowi do otwarcia nowej karty historii.
Kolejny krok w ewolucji.
A co jest tym następnym krokiem? Co będzie tym nowym kierunkiem? Mędrcy mówili już o tym 3000 lat temu: trzeba zmierzać do wewnątrz, do wewnątrz waszej głowy.
Jak wiemy, człowiek jest całkiem niedawnym dodatkiem do królestwa zwierząt. Około 70000 lat temu (są to dziesiętne części sekundy, w kategoriach ewolucyjnej skali czasu) pojawiły się wyprostowane naczelne z dużą czaszką. W wyniku nagłego, mutacyjnego skoku, wielkość czaszki i mózgu błyskawicznie się podwoiła. Zadziwiająca cerebralna eksplozja. Zgodnie z jedną z paleo-neurologicznych teorii (Dr Tilly Edinger), "Powiększeniu półkul mózgowych o 50 procent, prawdopodobnie nie towarzyszył żaden znaczący wzrost ciała."
Tak więc, dochodzimy do fascynującej możliwości, zakładającej że człowiek, będąc wciąż w początkowej fazie swego rozwoju, nie nauczył się jeszcze używać swojej nowej, neurologicznej maszynerii. Być może podobnie jak dziecko, pozostawione w centralnej sterowni ogromnego komputera, człowiek dopiero zaczyna dostrzegać idee, zaledwie zaczyna odkrywać istnienie nieskończoności znaczeń i złożonej siły, zalegającej w ekwipunku, który nosi schowany za łukami brwiowymi.
Pierwsza wzmianka o tej niewiarygodnej sytuacji pochodzi od Alfreda Russela Wallace'a, współodkrywcy (wraz z Karolem Darwinem) tego co nazywamy teorią ewolucji. Wallace jako pierwszy odrzucił tak zwane teorie naukowe mówiące o tym, że Eskimosi i plemiona Afrykańskie stanowią odnogę prymitywnego i nigdy nie rozwiniętego gatunku, oraz ogłosił że te plemiona mają takie same neuronowe wyposażenie jak piśmienni Europejczycy. Po prostu sposób używania tego wyposażenia jest odmienny. Nie zostało one rozwinięte lingwistycznie i na inne sposoby reprezentujące symboliczne gry. "Możemy bezpiecznie założyć" - powiedział Wallace - "że dzikusi posiadają mózg, który przy odpowiednim wykształceniu i rozwoju, będzie zdolny wykonać prace na poziomie daleko wyższym od tego, na jakim funkcjonował dotychczas". Pominiemy dyskusję o etnocentrycz-nych założeniach (protestanckiej etyki, prymitywny-cywilizowany), które zdradza ten cytat i przejdziemy do następnego punktu.
Stoimy oto przed kłopotliwym założeniem, że to samo jest prawdą w stosunku do nas. Pomimo naszych technologicznych osiągnięć, równie dobrze możemy być dzikusami, zwykłymi brutalami nieświadomymi drzemiącego w nas potencjału. Bardzo prawdopodobne, że przyszłe pokolenia patrząc na nasze czasy będą się zastanawiać: jak oni mogli w tak dziecinny sposób, bawić się swoimi prymitywnymi zabawkami i prostackimi słowami, ignorując siłę, szybkość i potęgę posiadanego potencjału? Jak to możliwe, że nie używali posiadanego wyposażenia?
Zacytuję Loren Eiseley: "Gdy zostały uwolnione potencjalne możliwości dla rozwoju mózgu, zaprowadziły one człowieka do nowego świata, gdzie stare prawa już nie funkcjonowały. Wraz z postępem w rozwoju języka, myślenia symbolicznego, multiplikowały się ścieżki w mózgu. Dość znaczące jest to, że te z nich, które, zostały stosunkowo niedawno osiągnięte, pozostawiły wyspecjalizowane regiony mózgu, "ciche obszary", w stanie dojrzałości. Niektórzy neurologowie, nie bez racji, podejrzewają że tutaj mogą spoczywać inne potencjały, które mogą ujawniać przyszłość naszej rasy". Używamy zatem bardzo małej części naszego neuronowego ekwipunku, dostępnej nam pojemności mózgu. Dostrzegamy i poruszamy się na jednym poziomie rzeczywistości, podczas gdy istnieje dowolna liczba miejsc i kierunków, w które możemy wyruszyć.
Panie i panowie, czas się obudzić! Czas naprawdę ruszyć głową. Ale jak? Rozważmy nasz temat: jednostka w college'u. Czy college może pomóc nam ruszyć głową? Myśląc o funkcji college'u, musimy pomyśleć o uniwersytecie jako o miejscu gdzie rodzą się nowe idee lub powstają nowe wizje. Miejscu, gdzie możemy się nauczyć użytkowania naszego neurologicznego wyposażenia.
Uniwersytet i praktycznie każdy z aspektów systemu edukacji jest opłacany przez dorosłe społeczeństwo w celu wytrenowania młodych ludzi tak, aby zachowali ten sam rodzaj gry. Aby być pewnym, że nie będziecie używać swoich głów. Studenci, ta instytucja i wszystkie instytucje edukacyjne, zostały stworzone po to, by was znieczulić, aby was uśpić. Aby się upewnić, że wyjdziecie stąd i pomaszerujecie wziąć udział w większej grze, zajmując swoje miejsce w rzędzie. Miejsce robota, podobnie jak wasi rodzice, posłusznego, wydajnego, dobrze zaadaptowanego uczestnika społecznej gry. Wymiennej części w maszynie.
Macie teraz prawo być nieco zbuntowanymi. Możecie się dziwacznie ubierać, możecie być krytycznymi nastolatkami, możecie organizować młodzieżowe zloty i temu podobne rzeczy. To jest odrobina luzu pozwalająca wam mniemać, że myślicie inaczej. Ale nie dajcie się nabrać. Ostatniej nocy oglądałem przez kilka minut telewizję i widziałem studentów z wyższych szkół rozprawiających o problemach. Bardzo poważnych problemach społecznych. Mówili o piciu wśród nastolatków. Wydaje się, że problemem jest to, że młodzi ludzie chcą robić rzeczy właściwe dorosłym troszeczkę przedwcześnie. Chcecie wystartować poprzez używanie "dorosłych" narkotyków, zanim będziecie dostatecznie starzy. Cóż, nie spieszcie się tak bardzo! Całkiem szybko będziecie pić na sposób dorosłych. Będziecie wykonywać wszystkie inne standardowe procedury dorosłych robotów, ponieważ jesteście do tego trenowani. Ostatnią rzeczą na jaką mogłaby zezwolić instytucja edukacyjna, to rozszerzenie waszej świadomości, użycie nie zapisanego potencjału w waszych głowach, bezpośrednie doświadczenie. Oni nie chcą, żebyście ewoluowali, wzrastali, naprawdę dojrzewali. Nie chcą, żebyście wyruszyli na inne poziomy rzeczywistości. Nie chcą, abyście brali życie poważnie, oni chcą abyście brali na serio ich grę. Edukacja, drodzy studenci, jest znieczuleniem, narkotyczną procedurą mogącą doprowadzić do przytępiania waszej wrażliwości i unieruchomienia waszego mózgu i waszego zachowania na resztę życia. Chciałbym także wysunąć przypuszczenie, że nasz system edukacji jest szczególnie niebezpiecznym narkotykiem, ponieważ prawdopodobnie wywołuje bezpośrednie fizjologiczne uszkodzenia w waszym układzie nerwowym. Pozwólcie mi wytłumaczyć, co przez to rozumiem. Wasz mózg, jak każdy organ ciała, jest perfekcyjnym instrumentem. Kiedy się urodziliście, przyszliście na świat z organem, który jest niemal doskonale zaadoptowany do wyczuwania tego co się dzieje wokół i wewnątrz was. Tak jak serce wie na czym polega jego praca, tak samo mózg jest gotowy do wykonywania swojej roboty. To co edukacja robi z waszymi głowami, jest podobne do wyjęcia serca, owinięcia go gumową taśmą i puszczenia strumienia wody na nie, w celu sprawdzenia czy jest zdolne pompować. To czego dokonuje proces nauczania, to nakładanie filtrów na waszą świadomość, tak że rok po roku, krok po kroku doświadczacie coraz to mniej i mniej. Jesteśmy przekonani, że dziecko widzi znacznie więcej od nas. Dziecko w wieku dziesięciu lub dwunastu lat, nadal bawi się i porusza z pewną elastycznością. Ale dorosły ma przefiltrowane doświadczenie do stopnia plastikowych reakcji. To jest zjawisko biochemiczne. Istnieją wystarczające dowody wykazujące, że nawyk jest neuronową siecią pętli sprzężeń zwrotnych. Podobnie jak rowki w płycie gramofonowej, jak mięśnie, im częściej używasz którejś pętli, tym bardziej prawdopodobne, że użyjesz jej ponownie. Gdyby był na to czas, mógłbym wyjaśnić dokładnie jak ten proces uwarunkowania, proces edukacji działa, jak bazuje na wczesnych, przypadkowych, wdrukowanych emocjach. A zatem jesteśmy w punkcie wyjścia. Monolityczne, skostniałe imperium upada. W takiej sytuacji, w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat byliśmy wielokrotnie. Co możemy zrobić z tą edukacyjną narkozą? Jak możecie uniknąć tego konformistycznego scenariusza? Jak możecie się nauczyć używania własnych głów?
Wszyscy jesteśmy schwytani w sieć tego społecznego procesu uzależnienia. Wy młodzi wiecie, że rzeczy nie mają się tak jak mogłyby być. Wiecie, że już załapaliście się na to. Boicie się wchodzenia w role robotów. Ale tam zawsze jest jakaś obietnica, czyż nie? Zawsze jest to jakaś szansa. "Niech tak będzie.
Wszystko zmierza ku lepszemu. Jeżeli będziesz dzisiaj dobry, jutro wydarzy się coś wspaniałego". Ale tak nie jest! W rzeczywistości - drogie roboty - sprawy mają się coraz gorzej. W porządku, dokąd zmierzamy? Co możemy zrobić? Mam dwie odpowiedzi na te pytania. Pierwsza brzmi: odpadnij! Idź tam gdzie będziesz bliżej rzeczywistości, w kierunku bezpośredniego doświadczenia. Idź tam, gdzie rzeczy dzieją się naprawdę. Przekraczaj granice. Idź do tych miejsc, gdzie rzeczywiście są rozpatrywane ważne zagadnienia. Dlaczego nie zajmiesz się najważniejszym na świecie problemem, tak jak go widzisz i nie pójdziesz dokładnie do centrum przestrzeni w której się on znajduje? Dlaczego nie? Ktoś w tym centrum musi być. Dlaczego nie ty? Istnieje oczywiście ryzyko. Pierwszym ryzykiem jest to, że stracisz swój szczebel na drabinie po której się wspinasz. Utracisz swoją przynależność społeczną.
Często przychodzą do mnie młodzi ludzie i mówią: "Chciałbym iść na psychologię. Którą uczelnię wybrać?" A ja zawsze zadaję takie pytanie: "Dlaczego chcesz studiować psychologię?" I z reguły spotykam się z dwoma rodzajami odpowiedzi. Odpowiedź numer jeden brzmi: "Chcę zostać psychologiem. Chcę zagrać w grę o nazwie psychologia. Chcę być zdolny do odgrywania w niej roli i stosowania terminów, jakich ty używasz i chcę zostać asystentem profesora, potem wykładowcą, a potem profesorem. Chcę piastować stanowisko i może, jeżeli będę naprawdę ambitny, mógłbym zostać przewodniczącym American Psychological Association". Cóż, to jasne postawienie sprawy i komuś, kto ma takie ambicje, mogę udzielić rady o tym na jaki uniwersytet najlepiej się wybrać, typu: idź na Michigan lub Yale, ale nie idź na XYZ.
Tym niemniej niektórzy studenci powiedzą: "Chcę studiować psychologię, ponieważ pragnę poznać naturę człowieka" lub "Chcę wiedzieć co jest grane". Chcą zrobić coś dobrego. I wtedy mogę im powiedzieć: "Cóż, zapomnij o studiach. Co chciałbyś zrobić dobrego? Chciałbyś pomagać chorym psychicznie? Zatrudnij się w szpitalu dla psychicznie chorych. Zostań tam rok lub dwa; nauczysz się w ciągu tych dwóch lat więcej, niż cała nasza profesja przez sto lat. Jeżeli chcesz się czegoś dowiedzieć o przestępczości i sposobach jej zmniejszania, zatrudnij się w więzieniu, naucz się gry kryminalistów, naucz się jak nawiązywać kontakt z ciężkimi przestępcami, naucz się od nich, jak się zostaje oszustem i kryminalistą. Spędź rok w więzieniu, nie jako psycholog, ale jako strażnik, albo śmieciarz i nauczysz się więcej niż z podręczników kryminologii. Tak się to odbywa. Każdy z problemów, jaki pojawia się na tej scenie ignorancji, może być najlepiej rozwiązany i przepracowany poprzez konfrontację z rzeczywistością. Oczywiście powstaje taka wątpliwość jak: "Poza tym wszystkim, potrzebujemy jakiejś informacji, faktów i musimy się ich nauczyć w trakcie studiów". Ja zaś mówię: "Pewnie, istnieją problemy egzystencjalne; istnieją takie momenty, w których próbując rozwiązać problem egzystencjalny, będziecie chcieli zapożyczyć z doświadczenia i danych zgromadzonych przez poprzedzających was badaczy". Możecie korzystać z bibliotek, ale znowu; strzeżcie się, to działa jak narkotyk. Książki w bibliotekach są bardzo niebezpiecznie uzależniającymi substancjami. Podobnie jak heroina, książki stają się celem samym w sobie. Dwa lata temu na uniwersytecie w Harvardzie zasugerowałem, żeby zamknąć bibliotekę Widener, zawiesić na drzwiach łańcuch i zostawić małe otwory w ścianie, jak w aptekach na nocnych dyżurach. Jeżeli student zechciałby otrzymać jakąś książkę, powinien przyjść z krótkim podaniem wykazującym że ma jakieś egzystencjalne, praktyczne pytanie. Nie mógłby argumentować, że chce sobie wypełnić głowę masą faktów, którymi potem mógłby zaimponować nauczycielowi, albo użyć ich w intelektualnych rozgrywkach z innymi studentami. Nie. Ale jeżeli miałby egzystencjalny problem, wtedy bibliotekarz pomógłby mu w uzyskaniu wszystkich informacji, które pomogłyby rozwiązać ten problem. Nie muszę wam mówić, że ten plan nie zyskał zwolenników i drzwi biblioteki w Harvard Library pozostały otwarte. Nadal możecie otrzymać bez recepty niebezpieczne, narkotyczne tomiska w Harvardzie.
Dokąd możemy iść?
Odpowiedź numer jeden brzmi; udać się w świat, iść tam gdzie dzieją się naprawdę ważne sprawy, rzeczy które waszym zdaniem są ważne. Nawiasem mówiąc, w ten sposób poczyniono wszystkie istotne odkrycia w nauce i tak dokonywały się ważne polityczne wydarzenia. Odpowiedź numer dwa, na pytanie dokąd możemy iść, brzmi: iść do wewnątrz. Wejdźcie do swojego własnego mózgu; zacznijcie używać nie zapisanych rejonów głowy. Tutaj moi przyjaciele, znajduje się prawdziwa granica, prawdziwe wyzwanie, rzeczywista możliwość. Zatem; jak to zrobimy? Od stuleci, od tysięcy lat, ludzie badali zagadnienie w jaki sposób rozszerzyć świadomość, jak dostać się do wewnątrz własnych mózgów. Klasycznym sposobem dokonania tego jest prosty sposób medytacji. Ale dzisiaj w 1963 r. ta metoda wydaje się być nieodpowiednia. Wyszlibyście na dziwaków, gdybyście powiedzieli Amerykanom, iż byłoby korzystne dla nich, spędzać jedną godzinę dziennie w samotności - nie rozmyślając, ale odłączając się od zewnętrznej stymulacji oraz wewnętrznej maszynerii mentalnej, patrząc dokąd ich to zaprowadzi. Musimy sobie przypomnieć, że medytacja była klasyczną techniką psychologiczną, stosowaną od tysięcy lat przez większą część rasy ludzkiej. Każdy z naszych wielkich wizjonerów, każdy z ludzi którzy wpływali na zmianę dziejów ludzkości, działał pod wpływem doświadczeń wyniesionych z medytacji. Współczesna psychologia określa to "podłączenie się" wyszukanym zwrotem "deprywacji sensorycznej". Kilka lat temu, psychologowie odkryli, że jeżeli typowego Amerykanina pozostawisz w ciemnym pokoju, odizolujesz go od wszystkich dźwięków, światła i odetniesz wszelką stymulację dotykową, innymi słowy, jeżeli odetniesz go od wszystkich zewnętrznych gier, to jego umysł nie będzie działał normalnie, a w jego świadomości będą się rozgrywały dziwne rzeczy; zaczną się pojawiać halucynacje, objawienia, wizje lub wpadnie w panikę i wyskoczy z pokoju, krzycząc: "Pomocy!". Wynika to z tego (i teraz powracamy do neuro-psychologii), że wasz umysł, wasz uczestniczący-w-grach, werbalny umysł, podobnie jak to się dzieje w przypadku narkotykowego nałogu, wymaga ciągłej stymulacji. Musicie dostarczać mu pożywienia. Żeby utrzymać złudzenie, że ty to jesteś ty, oraz że twój poziom rzeczywistości jest realną rzeczywistością, musisz dostawać przez cały czas sygnały zwrotne. Musisz znajdować się w otoczeniu ludzi, przypominających ci o tym, że ty to jesteś ty. Musisz mieć wokół siebie ludzi partycypujących w tych samych równoczesnych rzeczywistościach, dzielących te same społeczne iluzje, podtrzymujących razem istnienie społecznej rzeczywistości.
Jeżeli tylko oddalisz się od tej społecznej i zmysłowej stymulacji (jak to ma miejsce w przypadku rozbitków, ludzi zagubionych na pustyni, w górach, śniegach, ludzi, którzy idą do klasztorów lub do celi) pojawiają się objawy głodu, odstawienia. Ludzie panikują, ponieważ poruszają się na innym poziomie rzeczywistości. Jak wielu z naszych wielkich wizjonerów, naszych twórców kreujących historyczne dziedzictwo, pochodziło spośród osób, które oddaliły się na pustynię? Jezus poszedł do jaskini na górze, Mahomet siedział sam w jaskini, Budda żył przez wiele lat w samotności, tak samo św. Jan od Krzyża. Tak samo czyniło wielu innych wielkich wizjonerów. Współczesnym problemem jest to, że staje się co raz trudniej wywoływać te fizjologiczne zdarzenia. Być samotnym, aby spojrzeć do wewnątrz. Ostatnio, nasza technologia, która zdziałała tak wiele aby zawęzić naszą świadomość i wytworzyć podobny robotom stan dostosowania, wymyśliła dwa kłopotliwe wyroby, które stają się przyczynkiem do poważnych przemyśleń na okres kilku najbliższych lat. Tymi wytworami są: elektryczna stymulacja mózgu i nowe lekarstwa, które pozwalają na wzrost kontroli nad świadomością, zarówno przez was jak i przez kogoś innego. Następnym krokiem w ewolucji, będzie przejście poza te dwa środki, z których oba spowodują wzrost wiedzy, większą kontrolę, większy udział w zastosowaniu, tej sporej części mózgu, której aktualnie nie używamy i o której mamy nikłe pojęcie.
Te możliwości i nadzieje nie znikną. Twoja głowa, z nie używanymi neuronami już tu jest. Elektryczna stymulacja i biochemiczna ekspansja procesów nerwowych też już istnieje. One nie znikną tylko dlatego, że obalają nasze teorie psychologii lub nasze najnowsze naukowe odkrycia. Najbardziej dramatyczne wydarzenie miało miejsce w pewnym laboratorium w Szwajcarii, gdy dr Albert Hoffman przypadkowo poddał się działaniu związku, otrzymanego ze sporyszu, znanego jako LSD 25 i stwierdził, że został rzucony na taki poziom rzeczywistości, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczał. Być może zdarzało się to innym chemikom i innym ludziom w przeszłości. Hoffman okazał się być człowiekiem zdolnym do rozpoznania tego co się dzieje. I za przyczyną Alberta Hoffmana z Sandoz Laboratory, stoimy dzisiaj przed wyzwaniami i dylematami jakie niosą ze sobą środki rozszerzające świadomość. Nie są one uzależniające, w tym sensie iż nie powodują one fizjologicznego uzależnienia. Muszę stwierdzić, że zasadniczo kwestia uzależnienia brzmi komicznie dla tych z nas, którzy wyczuwają, jak beznadziejnie jesteśmy uzależnieni od słów i naszych plemiennych gier. Te dragi są fizjologicznie bezpieczne. Opublikowano ponad dwa tysiące badań i pomimo różnych plotek, do roku 1968 nie znaleziono dowodów na istnienie somatycznych lub fizjologicznych skutków ubocznych. Lecz one są niebezpieczne; istnieją socjo-polityczne niebezpieczeństwa. Mamy bezsprzeczne dowody na to, że te środki powodują panikę, błędne osądy i irracjonalne zachowanie pośród niektórych dziekanów college'ów, psychiatrów i rządowych biurokratów, którzy nie mieli okazji ich używać. Uważamy, że w przyszłości zostanie rozwinięty system licencji i nauczania bardzo podobny do tego, w jaki obecnie naucza się i udziela licencji ludziom prowadzącym samochody i samoloty. Ludzie muszą wykazać, że potrafią używać swojej rozszerzonej neuronowej maszynerii bez szkody dla siebie i bez powodowania zagrożenia dla swoich bliskich. Będą musieli zademonstrować biegłość, doświadczenie, wytrenowanie i wtedy zostaną uprawnieni do otrzymania licencji. Podobnie jak w przypadku prawa jazdy i samolotu, licencja może zostać cofnięta tym, którzy zaszkodzą sobie lub innym osobom.
W wyniku prowadzonych badań i studiów nad rozszerzeniem świadomości, wytworzyło się szereg produktów ubocznych. Po pierwsze niezbędne jest wykształcenie nowego rodzaju języka, opisującego nowy aspekt doświadczenia. Język złożony z aktualnie używanych słów jest tragicznie niezdarny, statyczny i ciężki. W stopniu równym temu w jakim rozwinęła się chemia, będziemy zmuszeni rozwinąć język, który będzie zwracał uwagę na to, że nasze doświadczenie, nasze zachowanie, nasze społeczne formy są płynne i zmienne w czasie. Jeżeli wasz język nie jest przygotowany na zmiany i płynność wyżej wymienionych, wtedy znajdziecie w kłopocie, zostaniecie złapani. Jesteście odurzeni systemem edukacji. Potrzebne będą nowe wartości zapewniające przerwy, bazujące na szerszym zakresie rzeczywistości. Nasze aktualne wartości, odpowiadające poszczególnym, etnocentrycznym plemiennym celom, zmniejszą swoje znaczenie po tym, jak zobaczymy gdzie rzeczywiście przynależy człowiek w biologicznym, ewolucyjnym procesie. Powstaną nowe formy społeczne; powstaną nowe formy edukacji.
Dam wam jeden przykład. W ostatnich kilku miesiącach prowadziliśmy badania nad przyspieszeniem procesu uczenia się przy użyciu poszerzonej świadomości. O ile sobie przypominacie, to wasz wytrenowany umysł powstrzymuje was od uczenia się. Jeżeli profesor lingwistyki, nie znający ani słowa po francusku, pojechałby do Francji ze swoim pięcioletnim synem i obaj przebywaliby równie długo z Francuzami, to kto nauczyłby się szybciej francuskiego? Pięcioletni syn błyskawicznie prześcignąłby swojego tatę, pomimo jego doktoratu z lingwistyki. Dlaczego? Ponieważ Tata wypełnił swój umysł wszelkiego rodzaju cenzurującymi i filtrującymi koncepcjami, które utrudniają mu przyswajanie francuskiego. Doświadczenie psychodeliczne może osłabić te bloki w procesie uczenie się. Pracowaliśmy na przykład ze wspaniałą kobietą, która miał emocjonalne zablokowania związane z uczeniem się języków obcych. Chciała nauczyć się hiszpańskiego. Daliśmy jej bardzo dużą dawkę LSD, zostawiliśmy ją w wyciszonym pomieszczeniu, założyliśmy słuchawki na uszy i przez osiem godzin puszczaliśmy płyty z lekcjami hiszpańskiego. Co godzinę przychodziliśmy, zdejmowaliśmy słuchawki pytając: "Jak się czujesz?" Będąc w stanie ekstazy odpowiadała po hiszpańsku! Była zanurzona w hiszpańskim od tysięcy lat. Po sześciu - siedmiu godzinach powtarzała hiszpańskie słowa z prawidłową wymową, akcentem, tempem itd. Obecnie, słysząc mowę hiszpańską prawdopodobnie przeskakuje na inny poziom świadomości i znajduje się nagle na "haju", co stanowi pewien problem i ukazuje nam kolejne interesujące możliwości samo-uwarunkowywania. Każdy z nas, dorosłych i studentów, został w znacznym stopniu ocenzurowany, filtry zostały nałożone bardzo dawno temu, procesy neurofizjologiczne zostały tak mocno osadzone, że jeżeli zechcemy rozszerzyć naszą świadomość, prawdopodobnie będziemy zmuszeni uciec się do środków chemicznych. Jeżeli chodzi o nas - dorosłych, próbując przemieścić się na inny poziom rzeczywistości, będziemy zmuszeni zdać się na bezpośrednio działające środki tego rodzaju. Wiążemy duże nadzieje z następnym pokoleniem, a w szczególności z jeszcze kolejnym. Celem naszych badań i eksperymentów edukacyjnych jest to, abyśmy w ciągu jednego lub dwóch pokoleń stali się świadkami pojawienia się ludzkich istot, mających znacznie większy dostęp - bez używania dragów - do znacznie większego obszaru układu nerwowego. Więc tak sprawy się mają. Jestem pewien, że nieliczni lub nikt nie będzie się stosował do rad i proroczych ostrzeżeń, jakich wam udzieliłem. Musiałem wam to przekazać za pomocą słów. Ale sam będę się stosował do moich rad. Teraz odpadam od uniwersytetu i systemu szkolnictwa. Przełamuję nawyki. Mam nadzieję, że w nadchodzących latach, gdy będziecie dryfować w kierunku lunatyzmu, niektórzy z was przypomną sobie nasze dzisiejsze spotkanie i zerwą z uzależnieniem od systemu. Będę na was czekał.
Chciałbym zostawić jedno, końcowe ostrzeżenie. Będzie wielu ludzi dostrzegających przydatność technik elektrycznych i chemicznych. Mówiłem o nich i będę chciał ich używać, tak jak zachodni, naukowy umysł zawsze chciał ich używać dla własnej mocy i własnej kontroli. Gdy tylko otwierają się nowe granice, zawsze powstaje nowy problem eksploatacji i używania czegoś do własnych celów. Nie braknie ludzi, którzy będą zachwyceni możliwością skorzystania z rozwijających się rejonów waszej kory mózgowej. Stworzyliśmy termin "wolność wewnętrzna". Jest to polityczna, dydaktyczna dewiza; chcemy was ostrzec, abyście nie oddawali swojej wolności, o istnieniu której możecie nawet nie wiedzieć. Wczoraj w Seattle, przeczytałem w gazecie artykuł o tym jak Rosjanie rozwinęli techniki postrzegania pozazmysłowego i jak pracują nad metodami, dzięki którym mogą kontrolować świadomość. Oczywiście możemy to robić już teraz za pomocą telewizji. Jeżeli 60 milionów ludzi ogląda ten sam program, to znajdują się pod kontrolą. Ale w tym przypadku pozostaje możliwość włączenia lub wyłączenia odbiornika. Następny krok, a ostrzegam was nie jest on zbyt odległy, pozwoli na zmyślne zastosowanie elektrycznych implantów i lekarstw w celu kontrolowania świadomości. Wówczas, drodzy przyjaciele, może już być za późno. Nie będziemy wiedzieć gdzie znajduje się przycisk wyłącznika. Otwarty dostęp do tych metod jest kluczem do wewnętrznej wolności. Jeżeli będziemy wiedzieć co robimy, robiąc to otwarcie i wspólnie, uwolnieni od kontroli rządowej, wtedy będziemy wolni w eksploracji cudownych, leżących wewnątrz nas światów.
Przypisy:
l Rozdział jest zapisem odczytu wygłoszonego przez dr Timothy Leary'ego podczas Second Annual Symposium on American Values w Central Washington State College, Washington, w kwietniu 1963 r. W następnym tygodniu po tym wykładzie, mówca został zwolniony z Harvard University z powodu nieobecności na zajęciach, co było paradoksalnym zarzutem, jako że jego zajęcia już we wrześniu zostały przydzielone innym profesorom.