Satanizm współczesny : Satanorium.pl

Podzielony tematycznie zbiór tekstów, zawierający eseje, tłumaczenia klasycznych tekstów, rozmaite opracowania bądź próbki poezji.
Miejsce przeznaczone dla zarejestrowanych użytkowników, służace dyskusji, wymianie poglądów, a także swobodnym towarzyskim rozmowom.
Pokaźny zbiór opisów symboli, jakie wykształciły się w świadomości zbiorowej na przestrzeni dziejów z naciskiem na symbole mniej lub bardziej związane z satanizmem.
Katalog miejsc w sieci, godnych polecenia i ciekawych. Zbiór został uporządkowany według kategorii, gdzie między innymi znajdziemy prywatne witryny użytkowników jak i duże portale tematyczne.
Czytelnia
Timothy Leary
Z - Polityka ekstazy
Rozdział 18
W hołdzie Huxleyowi
przekład: Dariusz Misiuna

22 listopada 1963 roku odszedł Aldous Huxley. Kiedy się chce złożyć hołd (co za dziwna nazwa) zmarłemu luminarzowi, zwykle podkreśla się jego wkład, wychwala się jego znaczenie i przekaz, po czym zaś ozdobionego kwiatkiem retorycznym wkłada do nieczynnych archiwów.

W przypadku pisarzy trudno o takie zabiegi. Gra literacka posiada własną giełdę cytatów, na której towary w twardych okładkach wznoszą się i spadają wedle irracjonalnych zapatrywań mody naukowej. Przewidywanie, jakie miejsce zajmie Aldous Huxley jako postać literacka jest zatem ryzykownym zajęciem. Pozostawmy je profesjonalistom, którym za to płacą. Mogą oni zauważyć, że nie zdobył on Nagrody Nobla - jest to wszakże bardzo dobry znak świadczący o tym, że miał on odpowiednich wrogów i nie zaskarbił sobie polityków akademickich. Zauważą, że był wizjonerem - co sprawia zawsze kłopot wieszczowi. Ponieważ wszyscy wizjonerzy mówią to samo, traktuje się ich jak wieczyste towary, które trudno jest szybko sprzedać, za to można je wygrzebać i upłynnić za niezłą sumkę po tysiącleciach.

Tyle że Aldous Huxley nie jest po prostu literatem, a przez to zwykłym wizjonerem. I sprawia to dodatkowy kłopot krytykowi. Nie da się go ot tak uchwycić i opisać. Nie pasuje do roli akademickiego pingwina. Jakże więc można go nazwać? Mędrcem? Mądrym nauczycielem? Guru Kalipso? Pod jakim plikiem wpisać tego uśmiechniętego proroka? Bodhisattwę atomowej ery? Liczne grono badaczy i krytyków, którzy obecnie cieszą się literacką sławą, otrzymało pierwsze wglądy w snobistyczne rozkosze umysłu dzięki wczesnym powieściom Huxleya.

Nie sądzę by ktokolwiek poniżej pięćdziesiątki mógł tak naprawdę zrozumieć, jak bardzo podniecał nas Huxley, kiedy byliśmy uczniami i studentami w latach dwudziestych... to właśnie dzięki niemu mieliśmy dostęp do tak zwanych "postępowych" idei... był wyzwolicielem, który rozbudzał w nas bunt przeciw wartościom naszych rodziców1.

Ta ocena pośmiertna, miły przykład szkoły krytyki literackiej "pękniętego zwierciadła", ciągnie się ciągle w tym samym nastroju:

Mając dwadzieścia lat, pozostawałam pod nieustannym urokiem Aldou-sa Huxleya. Jego czar powoli zaczął ustępować po lekturze Kontrapunktu (1928). Wiązało się to częściowo z odkryciem przeze mnie innych pisarzy współczesnych (Prousta, Joyce'a, Lawrencea), a po części z faktu, że i sam Huxley utracił nieco ze swego pierwotnego blasku. Nie podobały mi się zbytnio jego fascynacje utopiami naukowymi, pacyfizmem i jogą... Najbardziej tragicznym, oczywistym i niebezpiecznym nieporozumieniem, jakie dzieli ludzkość, jest konflikt między młodymi i starymi. To z pewnością nie Huxley utracił swój blask, lecz ów cytowany krytyk, który wyrósł z "buntu młodzieńczego" (co za problematyczne, nieładne i zgredziarskie pojęcie) i przestał się interesować nowymi ideami. Proza Huxleya nie przestała być fascynująca dla tych, którzy potrafili przenieść jej wizje z obrazu na dziejące się wokół nich wydarzenia.

Sądzę że nikt powyżej pięćdziesiątki nie jest w stanie zrozumieć, jak bardzo Huxley podnieca następne pokolenia. Wczesny Huxley był miejskim mądralą, który nauczał naiwnych młodzieńców, że wyobrażenia, jakie mają ich rodzice na temat seksu i społeczeństwa należy nieco zmienić. Wczesny Huxley był znakomitym trenerem w ćwiczeniach zmierzających do intelektualnego mistrzostwa, w szaleńczy sposób pokazując, jak wyostrzyć swój umysł by móc dzielić swe doświadczenie na kategorie, by móc mieć zawsze gotową odpowiedź i być naprawdę inteligentnym.

Lecz "wtedy przyszła pora na Nowy Wspaniały Świat (1932), całkowicie nową przygodę i raczej niezbyt szczęśliwą..." O tak. Nowy świat nieszczęsnych lat trzydziestych powołał do życia nowe pokolenie, które w mniejszym stopniu zajmowało się olśniewającymi dysputami, co próbami dociekania, dlaczego społeczeństwo rozpada się na kawałeczki. Gra w doskonalenie swego umysłu i rozwijanie osobowości (choć nadal utrzymywana w rytuałach psychoanalizy), musiała wydawać się zbyt narcystyczna. Huxley był jednym z pierwszych, którzy zauważyli ograniczenia płynące z obsesji własnym ja i przestał pisać ku uciesze intelektualistów.

Starzy wujkowie posiadają wszakże należne im miejsce w moim albumie. Nie mają prawa wyżywać się w nowych kierunkach. Poszukiwać meta-jaźniowych idei społecznych i meta-jaźniowych dróg świadomości. Nie mają prawa spokojnie zadawać straszliwych nowych pytań na temat umysłu: Czy to już wszystko? Szekspir, Joyce, Beethoven i Freud - Czy to już wszystko? Telewizja i komputery - Czy to już wszystko? Wujek Aldous, który uczył nas przenikliwości, racjonalności i indywidualizmu, teraz powiada, że nasze bystre umysły tworzą klimatyzowane, wyrojone probówki. "Jak mówi Mr. Cyril Connolly "Nauka zwiała ze sztuką", pozostałą po niej tylko smuga trywialności..." O tak, jedną z cech proroctwa jest jego trywialność. I co jeszcze gorsze - prawdziwość. W ciągu 15 lat śmiesznej, dziwacznej mechanizacji nowego świata to, co było fantazją, stało się rzeczywistością. Normalną odpowiedzią artystów na automatyzację jest nihilistyczny protest. Lecz tutaj znowu Aldous Huxley odmawia zabawy w literaturę i postuluje zabranie się za rozwiązania ewolucyjne. Nie wolno nam zapominać o tym, że Wujek Aldous był również wnukiem swego dziadka. Nadzwyczajna, oszałamiająca erudycja, która rozciągała bons mots we wczesnych jego powieściach, przedziera się teraz przez mądrość Wschodu.

Podróż dyplomatyczna, jaką odbył Huxley na Wschód, nie przyniosła mu ostatecznych odpowiedzi, lecz właściwe pytania. Poszukuje ziarna wyzwolenia, unikając krótkotrwałych zarośli rytuału.

Podstawowe pytanie: Czy to już wszystko? Czy nasz rdzeń mózgowy musi ograniczać się do języka plemiennego? Czy musimy korzystać tylko z części naszego neurologicznego dziedzictwa? Czy nasze umysły muszą pozostawać błahymi zabawkami w porównaniu z mądrością znajdującą się w naszej sieci neuronów? Jak rozwijać świadomość poza wykształcony umysł? W jaki sposób uczyć się wyzwolenia od jaźni kultury? Gdzie znajdują się techniki edukacyjne pozwalające na wykorzystanie potencjału? We wszystkich tych pytaniach Huxley unika doktrynerskiego pogrążania się w nastrojowości, autorytecie, semantyce, rytuale. Nieustannie porusza się, szukając właściwego klucza.

W 1954 roku ogłasza odkrycie drogi na Wschód: Bramy Percepcji, Niebo i Piekło. Psychodeliki mogą dostarczyć iluminacji, klucza na antypody umysłu, klucza do doświadczenia transcendencji. Może nas nie interesować ta podróż. Możemy nie chcieć przekraczać umysłowości naszej kultury. W porządku. Nie bierzemy wtedy LSD. Możemy też poszukiwać objawienia, tyle że nie w bezpośredni, skrócony sposób. Wybieramy wtedy pełne trudu i znoju ćwiczenia werbalne i rytuały. Nie bierzemy LSD. Ci spośród nas, którzy jednak potrafią przyjąć tę "dobrowolną łaskę", nie będą musieli długo czekać. Znaleziono wreszcie rozwiązanie tego odwiecznego problemu "jak się stąd wydostać?". Przychodzi ono z biochemicznego mistycyzmu. Pojawia się teraz następny problem. Mamy bowiem do czynienia z jednej strony z natchnioną wizją pobudzonej kory mózgowej, poruszającą się z prędkością wymykającą się słowom. Po drugiej stronie istnieje zaś rynek plemienny, który nie potrafi wykorzystać ani nawet pozwolić sobie na skomasowaną energię nerwową. Cóż począć z tym rozdźwiękiem?

Aldous Huxley nie spieszył się głosić radosnej nowiny na temat wyjścia z tego semantycznego szaleństwa dwudziestego wieku. Jego kolejny przekaz nie wykazywał się spokojem, czy też biernością arhata. Nikt tak bardzo jak on nie był zaangażowany i przejęty czynnymi próbami uszczęśliwienia obu tych światów.

W ciągu ostatnich lat jego życia nieustannie słyszymy z jego ust., że pragnie uczynić oba te światy jak najlepszymi. Oczywiście, większość czytelników i krytyków nie wiedziało o co tak naprawdę mu chodziło. Kiedy się nie rozumie, że prosto jest osiągnąć ekstazę, wydostać się, mieć wizję, dostąpić innych światów naszej kory mózgowej, wtedy rozważania techniczne na temat problemów z ponownym wejściem nie mogą wiele dla nas znaczyć. Lecz o to właśnie chodziło. To stare pytanie z mahajany stawało się realne i praktyczne. W jaki sposób użyć dostępny potencjał przyśpieszonej kory mózgowej?

Ostatni przekaz Aldousa Huxleya dla planety zawierał odpowiedź na to pytanie w formie utopijnej powieści Wyspa2. Ta książka wydana w 1962 roku stanowi punkt szczytowy wyprawy odkrywczej, która trwała 69 lat. Jest to wspaniała książka. Książka, która ma okazję stać się jeszcze lepszą.

Jak większość wielkich książek, została źle odebrana w swoim czasie, ponieważ znacznie go wyprzedzała. Było w niej zbyt wiele. Zbyt wiele. Wyspa to kontynent, półkula, galaktyka w księdze. Na najbardziej płytkim poziomie jest to opowieść fantastyczno-naukowa z pozytywnymi bohaterami i czarnymi charakterami zamieszkującymi baśniową krainę. Jest to również satyra na cywilizację zachodnią i jej głupotę. Tyle można o niej powiedzieć.

Na tym jednak nie koniec. Jest to również traktat na temat utopii. Ostatnia wypowiedź Huxleya na temat tego, w jaki sposób sprawić by oba światy były jak najlepsze. Opowieść o wolności jednostek i odpowiedzialności społecznej. O Wschodzie i Zachodzie. O lewej i prawej półkuli mózgowej.

O działaniu i kwietyzmie. O tantrze i arhacie. O tym, co w słowach i tym, co poza słowami. O pracy i zabawie. O umyśle i meta-umyśle. O technice i przyrodzie. O ciele i duchu. O religijności i świeckości.

Jest to podręcznik edukacji. Przewodnik po psychoterapii i kontroli umysłu. Książka, która znajduje rozwiązanie koszmarów rodziny składającej się z dwóch rodziców, z koszmarnej presji ojca i matki.

Jest tego zbyt wiele jak na jedną książkę, a nawet więcej.

Wyspa to traktat o życiu, o życiu każdą chwilą.

I co jeszcze ważniejsze i bardziej wstrząsające, jest to traktat o umieraniu. Dla intelektualisty najprościej jest odrzucić to bogactwo wiedzy praktycznej nazywając je fantazją. Młodzieńczymi marzeniami na temat tego, jak mogło by być w społeczeństwie wymyślonym i kierowanym przez łagodnych, samotnych uczonych.

Ale to właśnie na faktach opiera się przerażające piękno tej fantastyczno-naukowej utopii satyrycznej Huxleya o tym, jak żyć, jak żyć z innymi, jak umierać, jak umierać z innymi. Wyspa jest popularnym wykładem faktów empirycznych: antropologicznych, psychologicznych, psychodelicznych, socjologicznych. Każda metoda, każda sekwencja społeczna opisana w Wyspie opiera się na danych. Pomysły utopijne Huxleya mogą działać, ponieważ są sprawdzone. Wszystko to już było - nie tyle w wymyślonej przeszłości, lecz wczoraj.

Sprawdzał to sam Huxley i jego wspaniała żona, Laura Archera Huxley, która przedstawiła wiele z tych bardzo praktycznych, przyziemnych pomysłów w swej książce You Are Not the Target3. Błędem jest myśleć o nim jak o wyalienowanym powieściopisarzu komentującym z daleka to, co się dzieje w życiu. Huxley był wysokim, lekko przygarbionym pieśniarzem kalipso, bardzo rzeczowym, przechadzającym się wśród tłumów, śpiewającym śmiesznie koturnowe wiersze z angielskim akcentem, śpiewającym o wydarzeniach, w których brał udział. On tego po prostu nie wymyślił, lecz wiele z tego przeżył. Przykładem jego zaangażowania są jego doświadczenia z psychodelikami. Zapewne każda osoba, która potrafi czytać po cichu, słyszała o tym co Saturday Evening Post 4nazywa "niebezpieczną magią LSD". I mimo różnych kontrowersji, prawie każdy wie o co chodzi - o szaleństwo i wizje. Każdy musi się z tym uporać na własny sposób.

Aldous Huxley całymi latami przygotowywał się do przerażającej podróży psychodelicznej i przyjął ją z całym dobrodziejstwem. Co go do tego skłoniło? Obowiązek? Ciekawość? Przekonanie? Odwaga? Wiara w to, co się dzieje? Zaufanie do boskich i ludzkich towarzyszy?

Po prostu zrobił to i świat mu tego nie zapomni.

Ale ta ryzykowna zabawa z własnym umysłem nie była jego ostatnim aktem wiary i odwagi. Aldous Huxley postanowił zmierzyć się ze śmiercią w ten sam sposób, w jaki podchodził do wirującej tajemnicy procesu życia. Opowiada nam o tym z poetycką wrażliwością i wielką dbałością o szczegóły w rozdziale czternastym Wyspy5, jego księgi o życiu i umieraniu.

Kiedy dr Robert rozchylił zasiane, ujrzał dziwny widok... wysokie łoże, ciemnią wychudzoną, twarz spoczywającą na poduszce, samą skórę i kości... Przyglądał się twarzy na poduszce... spokojnej, pogodnej, ze spokojem bardzo przypominającym chłodny spokój śmierci....

"Lakszmi". Susila położyła rękę na strudzonym ramieniu starej kobiety. "Lakszmi", powtórzyła głośniej. Lecz trupi spokój na jej twarzy pozostawał niezmącony. "Nie wolno ci zasypiać".

... "Lakszmi!"

Twarz się ożywiła.

"Stara kobieta wyszeptała: "Wcale nie spałam. Jestem tylko osłabiona. Jakbym odpływała".

"Nie wolno ci stad odchodzić, powiedziała Susila. "Musisz być tutaj cały czas obecna. Nigdzie nie odchodź". Podłożyła jeszcze jedna poduszkę pod głowę chorej kobiety, sięgnęła po flakonik soli trzeźwiących leżący na stoliczku... Wtedy to po chwili starsza kobieta wyszeptała: "Ach, jakże wspaniałe! Jak cudownie!" i twarz jej przeszył grymas bólu.

Susila schwyciła jej ręce: "Bardzo cierpisz?"

Lecz Lakszmi odrzekła ze spokojem: "Cierpiałabym bardzo, gdyby był to naprawdę mój ból. Tak jednak nie jest. Ból jest tutaj, podczas gdy ja znajduje się daleko stąd. Podobne rzeczy zdarzają się w medycynie mokszy. Nic tak naprawdę do nas nie należy. Nawet ból".

..."Pomyśl sobie teraz o tym widoku ze świątyni Sziwy", powiedziała Susila. "Pomyśl o tych światłach i cieniach na morzu, o tych niebieskich przesmykach miedzy chmurami. Pomyśl o nich i pozbądź się myśli. Rozpuść się w stanie bez myśli. Niechaj wszystko stanie się puste. Niechaj pustka stanie się takością. Niechaj takość powróci do wszystkiego, a wszystko powróci do twego umysłu. Pamiętaj o tym, co mówią sutry: "Twoja świadomość, przejrzysta, pusta i nierozłączna od Świetlistego Ciała nie podlega ani narodzinom ani śmierci, tylko jest samym niezmiennym światłem, Budda Amitabha"." "Jest samym światłem", powtórzyła Lakszmi. "A jednak jest znowu ciemno". "Jest ciemno, ponieważ za bardzo się starasz", powiedziała Susila. "Ciemno, ponieważ pragniesz światła. Pamiętaj o tym, co mi mówiłaś, gdy byłam małą dziewczynka: "Lekko, dziecko, lekko. Musisz się nauczyć wszystko robić lekko. Myśkć lekko, zachowywać się kkko, czuć lekko. O tak, czuć lekko, nawet jeśli to czujesz do głębi"... Lekko, lekko - to najlepsza rada, jaka mi dano. Teraz musze ci powiedzieć to samo, Lakszmi... Lekko, kochanie, lekko. Nawet jeśli przychodzi ci umrzeć. Nie ociężale, złowrogo, czy wymownie. Ani nie retorycznie, ani nie galaretowato, bez przyjmowania maski Chrystusa, Goethego, czy małej Nell. I oczywiście, bez teologii i metafizyki. Przyjmując za naturalny fakt umierania i "przejrzyste światło". Odrzuć w ten sposób wszystko, co ciebie gnębi. Daj się ponieść. Wokół ciebie lotne piaski, czyhają na twe stopy, pragną pogrążyć cię w strachu, żalu i rozpaczy. Dlatego właśnie musisz lekko po nich stąpać. Lekko, kochanie... Całkowicie wolna od obciążeń".

Spojrzał raz jeszcze na cienistą twarz spoczywającą na poduszce i ujrzał na niej uśmiech.

"Światło", wyszeptała zachrypniętym głosem. "Ach, co za przejrzyste światło, na przekór bólowi, wbrew bólowi".

"Gdzie zaś ty jesteś?", spytała Susila.

"O tam, w rogu". Mimo że Lakszmi starała się wskazać miejsce, jej ręka opadła bezwładnie na kołderkę. "Mogę siebie tam zobaczyć i stamtąd patrzeć na siebie".

"Czy widzisz tam światło?"

"Nie. Pozostało ono przy moim ciele..."

"Znowu odchodzisz", powiedziała Susila. "Staraj się powrócić". Dr Robert położył dłoń na zniszczonym ciele i pomógł mu usiąść. Głowa opadała mu na ramiona.

"Moje kochanie", szeptał. "Moje kochanie..."

Jej powieki przez chwile mrugnęły. "Jaśniej", doszedł go ledwie słyszalny głos, "jaśniej". A na jej twarzy pojawił się uśmiech szczęścia, jakby zadrżała w ekstazie.

Dr Robert uśmiechnął się do niej przez łzy. "Teraz, kochana, możesz już odejść". I zaczesał jej włos. "Teraz możesz już odejść. Odejdź", raz jeszcze powtórzył. "Opuść to nędzne stare ciało. Nie potrzebujesz go więcej. Niechaj od ciebie odpadnie. Niechaj zostanie jako te znoszone ciuchy". Naraz koścista twarz drgnęła i usta otwarły się przepastnie. Oddech stał się chrapliwy.

"Moje miła, moja ukochana..." Dr Robert schwycił ja mocniej. "Odejdź już teraz, odejdź. Zostaw tu swe znoszone ciało i idź. Idź, moja droga, idź ku światłu, ku spokojowi, ku żywemu spokojowi przejrzystego światła..." Susila podniosła jedna z bezwładnych rak i ucałowała ją. Obróciła się wtedy... "Czas już iść", wyszeptała...

Przypisy:

l Jocelyn Brooke, "The Wicked Uncle: An Appreciation of Aldous Huxley", The Listener, Vol. LXX, No. 1811 (12 grudnia 1963), s. 991.

2 New York, Harper & Row, 1962.

3 New York, Ferrar, Straus, 1963.

4 2 listopada 1963.

5 Harper & Row, New York, 1962.

Wróć