Satanizm współczesny : Satanorium.pl

Podzielony tematycznie zbiór tekstów, zawierający eseje, tłumaczenia klasycznych tekstów, rozmaite opracowania bądź próbki poezji.
Miejsce przeznaczone dla zarejestrowanych użytkowników, służace dyskusji, wymianie poglądów, a także swobodnym towarzyskim rozmowom.
Pokaźny zbiór opisów symboli, jakie wykształciły się w świadomości zbiorowej na przestrzeni dziejów z naciskiem na symbole mniej lub bardziej związane z satanizmem.
Katalog miejsc w sieci, godnych polecenia i ciekawych. Zbiór został uporządkowany według kategorii, gdzie między innymi znajdziemy prywatne witryny użytkowników jak i duże portale tematyczne.
Czytelnia
Public
. Człowiek Stworzył Boga.
Skazani na wiarę

Prawie we wszystkich krajach świata zdeklarowani ateiści pozostają w mniejszości. W USA w różnych sondażach 90 proc. ludności przyznaje się do wiary w jakąś istotę wyższą. Około jedna trzecia ankietowanych twierdzi, że przeżywa chwile nagłych objawień religijnych lub pobudzeń. Jak się okazuje, nie ma mowy o kryzysie wiary, upadku religii. Pozostaje jednak pytanie: dlaczego? Dlaczego ludzie wierzą, dlaczego oddają się modłom, co ich do tego popycha?

Prezedruk z Der Spigel

18.05.2002 JOHANN GROLLE

Religii nie zaszkodziła pogarda, narzucana m.in. przez komunistyczne reżimy. Im bardziej elita polityczna Związku Radzieckiego zwalczała "opium dla ludu", tym mniejszy był skutek tej nagonki. W ostatecznym rozrachunku Kościół prawosławny miał dwa razy tyle wyznawców co partia komunistyczna. Obecnie w byłej twierdzy dialektycznego materializmu rozkwitają okultystyczne sekty i praktyki szamańskie, jak w żadnym innym kraju.

Nawet w tych państwach, w których wyznawcy porzucają kościoły, jak to np. ma miejsce w Niemczech, nie oznacza to wcale odrzucenia wiary. Wręcz przeciwnie: co kilka tygodni kraj jest nawiedzany przez proroków wszelkiej maści, obiecujących zbawienie.

Jak dotychczas nie potrafimy nawet zdefiniować pojęcia "religia": czy rzeczywiście ta sama siła każe medytować buddystom i wprawia derwiszy w ekstatyczny taniec? Co ma wspólnego wiara Indian Hopi z wiarą Żydów? Czy kult maryjny i "święta wojna" muzułmanów, pielgrzymowanie i new age są wyrazem tego samego fenomenu biologicznego?

Naukowcy spierają się dziś, czy dopiero człowiek współczesny zaczął się interesować sprawami pozazmysłowymi, czy może już jego kuzyn, neandertalczyk, a nawet jego przodek, homo erectus, znali bogów?

Szczególnie radykalne tezy formułuje Dieter Mania, kierujący poszukiwaniami resztek homo erectus w miejscowości Bilzingsleben w Turyngii. Jest on przekonany, że natrafił na liczące 370 tys. lat ślady obrzędów rytualnych. Wybrukowany kamieniami krąg o średnicy dziewięciu metrów interpretuje jako miejsce ofiarne. Szczególnie zafascynowała go czaszka ludzka, która najprawdopodobniej została celowo otwarta po śmierci jej właściciela - być może, spekuluje Mania, po to, aby spożyć jego mózg i przyswoić sobie w ten sposób jego duszę. Gdyby pogląd Manii został potwierdzony, byłoby to prawdziwą sensacją.

Dotychczas eksperci nie darzą homo erectus specjalnym szacunkiem: jest uważany za ograniczonego wytwórcę zawsze tych samych narzędzi kamiennych. Fantazja jego następcy, homo sapiens była mu najprawdopodobniej obca. Jak na razie Mania jest osamotniony w swoich poglądach. Dopiero w warstwach o 300 tys. lat młodszych mnożą się poszlaki, że na Ziemi wierzono w bogów. Pierwszymi, niezawodnymi dowodami na to są ślady pochówków: najpóźniej przed 50 tys. lat nowoczesny człowiek, a może nawet neandertalczyk, zaczął chować swoich zmarłych. Antropolodzy twierdzą, że kto chowa martwe ciała, ten wierzy w świat pozagrobowy, przynajmniej wtedy, gdy wyposaża swoich zmarłych w przedmioty.

Jedne z bardziej spektakularnych dowodów na życie przesiąknięte spirytualizmem to malowidła jaskiniowe. Za najstarsze są uważane rysunki z barwnej galerii obrazów w jaskini Chovet, na południu Francji. Przed około 32 tys. lat ludzie stworzyli tutaj wspaniałe dzieła, a teraz antropolodzy łamią sobie głowy, jak mogło dojść do tak niespodziewanej erupcji kreatywności.

Południowo-afrykański archeolog David Lewis-Wiliams uważa, że owe malowidła są wyrazem halucynacji szamanów z epoki kamiennej, będących w stanie transu. Badacz powołuje się na relacje współczesnych szamanów z plemion buszmeńskich, którzy opowiadają, że widzą obrazy namalowane jakby przez ręce duchów i że kiedy je malują, to dotykają i utrwalają to, co już istnieje. Pierwsze wyobrażenia nie były więc obrazami w obecnym tego słowa znaczeniu, lecz utrwalonymi wizerunkami duchów z innego świata - mówi Williams.

Wraz z pojawieniem się człowieka powstała forma wspólnoty, jakiej przedtem na planecie jeszcze nie było: wzajemny stosunek płci, opieka nad potomstwem, rola młodzieży, hierarchia władzy - wszystko to w stadzie bawołów, hordzie wilków lub stadzie ptaków, jest regulowane jedynie przez instynkt. Inaczej jest z człowiekiem: natura wyzwoliła go od więzów instynktu. Wprawdzie ulega on popędom, ale forma, w jakich te popędy się wyrażają, nie jest już u człowieka ustalona: w każdym plemieniu, w każdej kulturze współżycie między członkami wspólnot jest inaczej uregulowane. Czy człowiek żyje w monogamii, opiekuje się chorymi, komu się podporządkowuje, jak kształci swoje potomstwo - nic z tych rzeczy nie jest ostatecznie zapisane w jego genach.

We wczesnych społeczeństwach pojawiło się pytanie, jak w grupie osobników wyzwolonych od instynktów zmusić jednostkę do przestrzegania obowiązujących w tej grupie norm. Coś musiało zastąpić instynkt - i być może była to religia. Jak inaczej zaprowadzić porządek, jeśli nie przez istotę stojącą wyżej? Żadnej sile człowiek nie podporządkowuje się chętniej, jak tej, która napełnia go pełną przerażenia czcią.

W ludzkiej naturze

Większości badaczy wydaje się oczywiste, że u kolebki nowoczesnego człowieka stały religie, jak to można jeszcze dziś zaobserwować u ludów pierwotnych. Cały świat człowieka z epoki kamiennej był zaludniony duchami. Góry, źródła, gaje, głazy narzutowe - roiło się tutaj od duchów, karłów czy czarodziejek.

Jedynie szamani byli tymi, którzy utrzymywali bezpośredni kontakt z zaświatami. W tym celu musieli się wprawiać w stan transu lub ekstazy, aby potem móc objaśnić członkom swojego plemienia posłanie ze świata duchów.

Lecz nawet te rozważania niewiele mówią o tym, dlaczego natura stworzyła mózg zdolny do tego rodzaju halucynacji. Jakim atutem w walce o przeżycie mogło być widzenie czegoś, co nie istnieje? Przez setki lat jedyną odpowiedź na to pytanie miała teologia: interpretowała ona religię jako tę siłę, która wynosiła człowieka ponad przyrodę. Dopiero ona czyniła z niego istotę zdolną do postępowania szlachetnego i bezinteresownego, wyzwoloną od popędów i instynktów.

Prawdopodobniejsze jednak wydają się próby wyjaśnienia tego fenomenu przedstawione przez psychologów religii i biologów. Uważają oni po prostu religię za uniwersalną cechę ludzkiej natury, której sens należy dopiero zgłębić. Do wyboru są dwa zasadniczo sprzeczne modele:

* teoria adaptacji: zgodnie z nią natura wyposażyła mózg wyłącznie w celu przeżywania doznań religijnych w odpowiednie obwody nerwowe; tym samym wiara musiała być w epoce kamiennej atutem w walce o przeżycie, dostatecznie poważnym, aby wyselekcjonować jednostki z tymi "boskimi modułami";

* teoria eksaptacji: twierdzi, że religia stanowi nieodłączny produkt towarzyszący rozwojowi mózgu; według niej pojawieniu się świadomości musiało towarzyszyć powstanie zdolności do przeżywania doznań pozazmysłowych, nawet jeśli nie odgrywało ono jakiejś istotnej roli w walce o przeżycie. Monachijski pedagog religii Hans Jürgen Fraas wychodzi z założenia, że religia pojawiła się wtedy, gdy w neuronowym procesie przetwarzania informacji pojawił się nowy poziom: zwierzę egzystuje według schematu podnieta-reakcja; natomiast u człowieka pomiędzy podnietą a reakcją jest miejsce na podjęcie świadomej decyzji. Tę przestrzeń Fraas uważa za korzenie kultury i religii.

Ledwie człowiek stał się świadomy własnego "Ja", stanął pełen obaw przed potężną przyrodą. Głębokim wstrząsem musiało być dla niego uświadomienie sobie faktu, że śmierć oznacza koniec jednostki. Tylko nadzieja na dalsze życie po śmierci - argumentują zwolennicy teorii eksaptacji - mogła przynieść pociechę; w przeciwnym wypadku nie mógłby on znieść ciężaru raz zdobytej świadomości.

Znajdź Go w głowie

Vilayanur Ramachandran, neurolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, wraz z grupą badaczy podjął się zlokalizowania tej osobliwej tęsknoty człowieka za spirytualizmem tam, gdzie właściwie powinna się ukrywać: w ważącym niecałe półtora kilograma kłębie szarobiałej tkanki, znajdującej się pod ludzką czaszką.

To żadna nowość: już Wiliam James, do dziś przez wielu ceniony pionier psychologii religii, uważał za fakt oczywisty, że tajemnicy religii należy szukać w mózgu. Mimo to badacze narządu omijają ten temat z daleka. Wydaje się, że zbyt kategorycznie wpojono im, że nauka i religia to są dwa różne, trudne do pogodzenia światy.

Tak więc naukowcy zajmujący się mózgiem święcili triumfy w innych dziedzinach: wyjaśnili, w jaki sposób mózg przetwarza obrazy i dźwięki, wyśledzili ośrodki przeżyć w pniu mózgu. Zlokalizowali siedlisko śmiechu i ośrodek przypominania. Nie zawahali się nawet przed rozwiązaniem zagadki, jak powstają uczucia szczęścia, strachu czy wstydu. Tylko religia nie wydawała się im być godna badania.

W ostatnich latach zaczęło się to jednak powoli zmieniać. Ramachandran i jego współpracownicy poszukują teraz Boga w głowie. Nowo utworzona dziedzina nauki "neuroteologia" znajduje się jak na razie w stanie początkowym. Badacze mogą powołać się jedynie na kilka eksperymentów, które potwierdzają, że w organizmie coś się zmienia, gdy człowiek się modli lub medytuje: częstotliwość oddechu znacznie spada, a zużycie tlenu maleje o 20 do 30 procent. Opór elektryczny skóry widocznie wzrasta, co jest oznaką odprężenia. Jednocześnie wzrasta zakwaszenie krwi.

Można również zaobserwować zmiany w mózgu: około 50 sekund po rozpoczęciu medytacji pojawiają się na encefalogramie tzw. fale alfa, co przy otwartych oczach jest zjawiskiem niezwykłym. W niektórych przypadkach można było zaobserwować fale theta, które w normalnych warunkach są dowodem, że osoba badana śpi i ma senne marzenia. To jednak niczego nie dowodzi, poza tym że podobny do transu stan psychiczny medytującego wyraża się również w reakcjach nerwowych. Lecz co to oznacza? Co jest tym, co pozwala duchowi wierzyć, że ulatuje w inne sfery?

Usiłuje na to pytanie odpowiedzieć radiolog Andrew Newberg z Uniwersytetu Pensylwania. Nakłonił on do medytacji grupę buddystów. Zanim jednak ich dusze stopiły się z kosmosem, musieli szybko pociągnąć za sznurek. W ten sposób otwierali zaworki, przez które do ich krwi dawkowano lekko radioaktywną, ale niegroźną substancję. Za pomocą techniki o nazwie SPECT Newberg mógł zmierzyć, w której części mózgu komórki nerwowe pracują tak aktywnie, że wzrasta w nich koncentracja tej substancji.

Radiolog zaobserwował na tomogramie charakterystyczny wzór. Mało tego: był on w zdumiewający sposób podobny do tomogramu modlących się w podobnych warunkach sióstr franciszkanek. Tak jak w stanie normalnym również u osób testowanych przez Newberga pojawiał się na ekranie tomografu wieniec o jaskrawej barwie: aktywna kora mózgowa. Jednak w pewnym miejscu, u dołu po prawej stronie obrazu, zabarwienie było wyraźnie słabsze: tutaj, w płacie ciemieniowym, aktywność nerwowa wydawała się znacznie przytłumiona.

Newberg był zachwycony, ponieważ zrozumiał, że jest świadkiem tego uduchowienia, o którym opowiadają medytujący ludzie: płat ciemieniowy jest właśnie tym obszarem mózgu, w którym zbierają się wszystkie informacje o ciele. Mięśnie, stawy, oczy, organ równowagi i ośrodki ruchowe wysyłają sygnały, z których płat ciemieniowy zestawia obraz własnego ciała. Jeśli, zastanawiał się Newberg, medytujący tłumi aktywność tej części mózgu, traci kontakt z własnym ciałem i postrzega siebie jako czystego ducha. Jak wyzwolony ze spraw doczesnych ulatuje w regiony, w których przekazywane mu przez własne ciało zasady grawitacji już nie obowiązują.

Wizje pobudzonych

Inni naukowcy badają doznania związane z mistycznymi wizjami. I zwracają uwagę na to, co się dzieje w płatach skroniowych. Już w latach siedemdziesiątych niektórzy badacze zauważyli, że epileptycy, u których ośrodki choroby były zlokalizowane w płatach skroniowych, są szczególnie podatni na doznania religijne. W tych przypadkach chodzi najczęściej nie o pacjentów, którzy ulegają skurczom i padają z pianą na ustach na podłogę. Nadreligijni okazują się raczej ci, u których ataki występują w połączeniu z niespodziewanymi zakłóceniami świadomości, dziwnymi uczuciami, paniką, a także halucynacjami.

U tych pacjentów burza impulsów elektrycznych nie przenika całego mózgu - tylko niewielki obszar jest objęty "płomieniem". A gdy pacjent mówi dużo i z zapałem o Bogu i o religii, to - tak przynajmniej twierdzą niektórzy neurolodzy - ten płomień jest najczęściej zlokalizowany w płatach skroniowych.

Za najznamienitszego świadka potwierdzającego tezę o "boskim module" w płatach skroniowych służy cierpiący na schorzenie mózgu pisarz Fiodor Dostojewski. Również wiele innych sławnych postaci historii świata odważni neurolodzy próbują pośmiertnie zdiagnozować jako epileptyków. Ich zdaniem boskie objawienie Mojżesza na górze Synaj było wynikiem takiego samego ataku epileptycznego jak boska misja Joanny d'Arc. Także Vincent van Gogh, który próbował zostać kaznodzieją, zanim zaczął malować, jest przedstawiony jako typowy przykład epileptyka z ośrodkiem w płatach skroniowych.

Tego rodzaju opisy świetnie pasują neuroteologom do ich teorii. Płaty skroniowe są wręcz stworzone do tego, by stać się wejściem do innego świata. W nich przetwarzana jest nie tylko mowa, lecz identyfikowane są także przedmioty, twarze i pojęcia oraz nadawana wartość postrzeganemu światu. Jednocześnie płaty skroniowe są nierozłącznie powiązane ze sferą uczuć.

W głębszych regionach tego płata ukrywa się jeden z najbardziej interesujących regionów mózgu: zwój nerwowy o wielkości i kształcie strąka fasoli, nazywany systemem limbicznym. Na jednym końcu tej struktury mózgu znajduje się ciało migdałowate (Amygdala). W nim zbierają się doznania zmysłowe z całego mózgu - obrazy, dźwięki i zapachy, informacje o temperaturze, sygnały dotykowe i inne, które otrzymują zabarwienie uczuciowe. Dopiero tutaj neutralne informacje zamieniają się w gniew, wstręt, radość lub szczęście. Druga część systemu limbicznego, wychodząc z ciała migdałowego, okrąża międzymóżdże. Z racji swego kształtu jest nazywana hipokampem - konikiem morskim. Ten niepozorny twór służy jako brama do przeszłości. Tylko te sygnały, które przejdą przez hipokamp, zostaną zapisane w pamięci. Reszta ulega zapomnieniu.

Hipokamp - cenzor w mózgu

Hinderk Emrich, psychiatra w Wyższej Szkole Medycznej w Hanowerze, twierdzi, że mechanizm powstawania wizji religijnych potrafi zrozumieć jedynie ten, kto uwzględni drugą, mocno powiązaną z pierwszą, funkcję tego regionu mózgu: hipokamp rozróżnia nie tylko pomiędzy godnym i niegodnym zapamiętania, lecz także pomiędzy prawdziwym, a nieprawdziwym.

- Hipokamp spełnia w głowie funkcję nożyc - tłumaczy Emrich, który od 15 lat zajmuje się badaniem iluzji. - Ale bez tej formy cenzury nie moglibyśmy sobie poradzić w świecie. Mózg jest bez przerwy zalewany niewyobrażalną ilością informacji; wiele z nich jest bezsensownych, wiele wykluczających siebie nawzajem. Zadaniem hipokampu jest wybrać z dużej liczby możliwych interpretacji, proponowanych przez mózg, tę najbardziej przekonującą.

Na co dzień umiejętność ta ma olbrzymie znaczenie: z atakującego ucho hałasu panującego w barze można tylko wtedy wyłowić sensowne zdania swojego sąsiada przy stole, jeśli większa część jego wypowiedzi zostanie złożona ze strzępków słów, na bieżąco porównywana z hipotetycznymi wersjami i ewentualnie odrzucana lub akceptowana, aż w końcu do świadomości słuchającego dochodzi wersja najbardziej trafna i pozornie jednoznacznie usłyszana. Bez cenzury hipokampu człowiek błądziłby bez orientacji w morzu danych.

Jeśli jednak uda nam się przechytrzyć te cenzorskie nożyce w głowie, przyczynia się do zwiększenia kreatywności. - Wtedy mogą się pojawić nagle całkiem nowe zależności znaczeniowe - mówi Emrich. - Być może także objawienia polegają na ominięciu autocenzury w hipokampie.

Zdaniem Emricha człowiek mający halucynacje widzi jedynie własną hipotezę rzeczywistości: jego mózg narzuca mu fantazje jako świat realny. W swojej działalności naukowej Emrich interesował się często wpływem narkotyków. Podejrzewał, że osłabiają one autocenzurę i dlatego niekiedy pobudzają fantazję. - Podobny skutek mogłyby też wywoływać rytualne tańce albo post, jak to zaleca wiele religii - spekuluje Emrich. - Na przykład Muhammad Ali, powstrzymując się przed ważnymi walkami od snu, wprawiał się w swego rodzaju stan psychotyczny, co pozwalało mu rozróżniać niuanse w wyrazie twarzy przeciwnika. Podstawowe pytanie, jakie zadają sobie neuroteolodzy brzmi: który z mechanizmów neuronowych jest odpowiedzialny za wiarę w Boga? Dopiero gdy zostanie znaleziona odpowiedź na to pytanie, badacze mózgu pójdą dalej - spytają: dlaczego? Który popęd, prawdopodobnie głęboko zakorzeniony, każe człowiekowi wierzyć w istoty wyższe?

Dusza absolutnie niezbędna

Dotychczas stawianie tych pytań było zastrzeżone dla psychologów, etnologów i antropologów. Już od dawna zastanawiają się oni nad zdumiewającym podobieństwem łączącym wszystkie systemy religijne, obojętnie czy jest to wiara w Jezusa Chrystusa - Boga, w panteon bóstw greckich, czy świat duchów ludów pierwotnych. Wszystkie religie znają istoty wyższe o nadludzkich siłach, wszystkie objaśniają świat za pomocą mitów historycznych. Wszystkie opowiadają o jakiejś formie życia wiecznego, przy czym prawie zawsze mówi się o cielesnej postaci i niezależnej od niej duszy.

Zawsze istnieją utrwalone rytuały, często łączą się one z pokusą wprawienia się w inny stan świadomości za pomocą tańca, muzyki, medytacji lub środków odurzających. Niektóre z tych rytuałów można znaleźć w zadziwiająco podobnej formie w prawie wszystkich kulturach: naukowcy nie znają chyba ani jednej religii, w której nie istniałby zwyczaj składania bóstwom darów pod postacią ofiary.

Jest też inna wspólna cecha: podstawowym zadaniem religii jest - ostatecznie - integracja grupy. Normy etyczne, niekiedy w formie tabu, otrzymują legitymizację religijną. Często religia służy jakiemuś narodowi lub plemieniu do odgrodzenia się od innych.

Między innymi dlatego bremeński religioznawca Hans Kippenberg twierdzi, że człowiek w ogóle nie jest w stanie zrezygnować z wszystkich aspektów religijności. Zbyt głęboko jest w jego istocie zakorzenione pojęcie duszy. Kippenberg jest przekonany, że jest ono "jądrem wszystkich religii".

I właśnie w tym miejscu pojawia się zagadka, nad którą filozofowie łamią sobie od setek lat głowy: jak ciało, podporządkowane prawom natury, może urodzić ducha, który się tym prawom wymyka i sprawia, że dysponujemy wolną wolą.

Za pierwszego, który dostrzegł ten problem, jest uważany Kartezjusz. Dziś wielu naukowców twierdzi, że "wolna wola" jest niczym innym, jak tylko iluzją, a pojęcie "Ja" - pojęciem pustym, choć bardzo pożytecznym. - Ta wolna wola - mówi Kippenberg - jest nam jednak konieczna do życia.

Wróć